Wysłany: Nie Lip 24, 2005 13:29 Temat postu: hello tu Żabianka
ASSASINku masz rację, popieram w całej rozciągłości.
Wszystko w naszych rękach. Żabianka się nie stoczy, nie pozwolimy aby zamieniła się w slumsy. Szczęście w relatywnym nieszczęściu jest takie, że nie mamy tu jeszcze wrogo nastawionych przedstawicieli społeczności "niezintegrowanych". Trochę tylko łobuzerii małoletniej i pewnie kilku starszych łobuzów notorycznych. Mam nadzieję, że z tymi damy sobie radę. Tylko trzeba obudzić i pobudzić ludzi dobrej woli tak aby uwierzyli, że warto razem działać i warto razem walczyć.
Mam nadzieję, że masz się dobrze ale jednak niebawem powrócisz tu bo roboty huk i to pracy pozytywistycznej, która czasu i zabiegów stałych wymaga. See you
Wysłany: Nie Lip 24, 2005 20:05 Temat postu: Re: Co najbardziej irytuje mieszkańców żabianki
"OTWARTE OCZY MIEJ"
PICU MICU .JAK ZWYKLE SPRZEDAJESZ POD SIEBIE JAKO NAJMĄDRZEJSZA WIEDZĘ NA KTÓREJ TOBIE ZALEŻY!!PRZEDSTAWICIELI WYBIERAŁA RADA NADZORCZA PODAJĄC KARTECZKI,ROBIĄC SPOTKANIA PRZED GROPAMI. I MAMY TAKICH NA KTÓRYCH TERAZ PLUJĄ CZŁONKOWIE RADY.PRAWO STANOWIĄ CZŁONKOWIE SPÓŁDZIELNI PO PODJĘCIU UCHWAŁY W SPRAWIE STATUTU. I CO DALEJ? CZŁONKOWIE RADY W 2004 ROKU USTANOWIONE PRAWO ZŁAMALI. NIE POWOŁANO 6 GRUP CZŁONKOWSKICH,NIE WYBRANO NOWYCH PRZEDSTAWICIELI NA ZPC! CZŁONKOWIE RADY BYLI PRZEDSTAWICIELAMIM NA ZPC , CO ZABRANIA STATUT. NIE OTRZYMALI ABSOLUTORIUM UDZIELANE PRZEZ ZPC KUPIDURA I GRONOWSKI ,NIE MIELI WIĘKSZOŚCI GŁOSÓW ZA UDZIELENIEM,NIE ZAZRĄDZONO TAJNEGO GŁOSOWANIA NAD ODWOŁANIEM TYCH CZŁONKÓW RADY! ZROBIŁ PRZEWODNICZĄCY JAWNE GŁOSOWANIE GDY WIĘKSZOŚĆ PRZEDSTAWICIELI JUŻ WYCHODZIŁA,PO WIELOKROTNYCH NAWOŁYWANIACH O ZARZĄDZENIU GŁOSOWANIA O ODWOŁANIE CZŁONKÓW RADY. TAKA JEST NASZA RZECZYWISTOŚĆ! RADCA PRAWNY W ŻYWE OCZY KŁAMIE I WPROWADZA WŁASNE PRAWO!CO DO CHOLERY SIĘ STAŁO Z NAMI?DAJEMY SIĘ ZA NOS PROWADZIĆ DURNOTA Z RADY?MAMY CHYBA TACZKI W SPÓŁDZIELNI?WIĘĆ PORA WSADZIĆ TAM NIEKTÓRYCH CZŁONKÓ RADY I POJECHAĆ NA ŚMIETNIK HISTORJI .MAMY ZARZĄD I KANCELARIĘ PRAWNĄ CO WPROWADZA W BŁĄD KRAJOWY REJESTR SĄDOWY ŻE OTRZYMALIŚMY STATUT 18.05.2004R.,ŻE NAZYWAMY SIĘ SPÓLDZIELNIĄ "ZAMIANKA"WIĘC W JAKIM CELU TE ZAKŁAMANIA? DLATEGO BY W DNIU 04.052005 ROKU WPISAĆ DO REJESTRU RADĘ I ZARZĄD SPÓŁDZIELNI! TO SPRAWA DLA PROKURATORA,TAM POWINNA ZŁOŻYC WNIOSEK PANI CHOLEWIŃSKA JAKO PORZĄDNY SEKRETARZ,A TA UROCZA PŁEĆ JAK PISZE JEJ ADORATOR WIESIEK,STARA SIĄ ZŁOŻYC DONOS NA NAS CZŁONKÓW BO SIĘ ZAPYTALI O TO CZY JEJ CÓRECZKA PRACUJE W JAKIEJ FIRMIE CO NAM KOLORYSTYKĘ USTANAWIAŁA.BŁAZENADA!CYRK BEZ KÓŁEK.DOSTĘPNY ZA NASZE PIENIĄDZE.PORA JUŻ ZAKOŃCZYĆ TA KARUZELĘ DZIEJOWĄ RADY I POGONIĆ KILKA OSÓB AMORALNYCH ,ZAKŁAMANYCH,OSZUSTÓW.
CZŁONKOWIE SPÓLDZIELNI NIE DAJMY SIĘ OSZUKAĆ CWANIAKOM.[/b][/quote]
Wysłany: Pon Lip 25, 2005 21:10 Temat postu: Re: Co najbardziej irytuje mieszkańców żabianki
Anonymous napisał:
"OTWARTE OCZY MIEJ"
PICU MICU .JAK ZWYKLE SPRZEDAJESZ POD SIEBIE JAKO NAJMĄDRZEJSZA WIEDZĘ NA KTÓREJ TOBIE ZALEŻY!!PRZEDSTAWICIELI WYBIERAŁA RADA NADZORCZA PODAJĄC KARTECZKI,ROBIĄC SPOTKANIA PRZED GROPAMI. I MAMY TAKICH NA KTÓRYCH TERAZ PLUJĄ CZŁONKOWIE RADY.PRAWO STANOWIĄ CZŁONKOWIE SPÓŁDZIELNI PO PODJĘCIU UCHWAŁY W SPRAWIE STATUTU. I CO DALEJ? CZŁONKOWIE RADY W 2004 ROKU USTANOWIONE PRAWO ZŁAMALI. NIE POWOŁANO 6 GRUP CZŁONKOWSKICH,NIE WYBRANO NOWYCH PRZEDSTAWICIELI NA ZPC! CZŁONKOWIE RADY BYLI PRZEDSTAWICIELAMIM NA ZPC , CO ZABRANIA STATUT. NIE OTRZYMALI ABSOLUTORIUM UDZIELANE PRZEZ ZPC KUPIDURA I GRONOWSKI ,NIE MIELI WIĘKSZOŚCI GŁOSÓW ZA UDZIELENIEM,NIE ZAZRĄDZONO TAJNEGO GŁOSOWANIA NAD ODWOŁANIEM TYCH CZŁONKÓW RADY! ZROBIŁ PRZEWODNICZĄCY JAWNE GŁOSOWANIE GDY WIĘKSZOŚĆ PRZEDSTAWICIELI JUŻ WYCHODZIŁA,PO WIELOKROTNYCH NAWOŁYWANIACH O ZARZĄDZENIU GŁOSOWANIA O ODWOŁANIE CZŁONKÓW RADY. TAKA JEST NASZA RZECZYWISTOŚĆ! RADCA PRAWNY W ŻYWE OCZY KŁAMIE I WPROWADZA WŁASNE PRAWO!CO DO CHOLERY SIĘ STAŁO Z NAMI?DAJEMY SIĘ ZA NOS PROWADZIĆ DURNOTA Z RADY?MAMY CHYBA TACZKI W SPÓŁDZIELNI?WIĘĆ PORA WSADZIĆ TAM NIEKTÓRYCH CZŁONKÓ RADY I POJECHAĆ NA ŚMIETNIK HISTORJI .MAMY ZARZĄD I KANCELARIĘ PRAWNĄ CO WPROWADZA W BŁĄD KRAJOWY REJESTR SĄDOWY ŻE OTRZYMALIŚMY STATUT 18.05.2004R.,ŻE NAZYWAMY SIĘ SPÓLDZIELNIĄ "ZAMIANKA"WIĘC W JAKIM CELU TE ZAKŁAMANIA? DLATEGO BY W DNIU 04.052005 ROKU WPISAĆ DO REJESTRU RADĘ I ZARZĄD SPÓŁDZIELNI! TO SPRAWA DLA PROKURATORA,TAM POWINNA ZŁOŻYC WNIOSEK PANI CHOLEWIŃSKA JAKO PORZĄDNY SEKRETARZ,A TA UROCZA PŁEĆ JAK PISZE JEJ ADORATOR WIESIEK,STARA SIĄ ZŁOŻYC DONOS NA NAS CZŁONKÓW BO SIĘ ZAPYTALI O TO CZY JEJ CÓRECZKA PRACUJE W JAKIEJ FIRMIE CO NAM KOLORYSTYKĘ USTANAWIAŁA.BŁAZENADA!CYRK BEZ KÓŁEK.DOSTĘPNY ZA NASZE PIENIĄDZE.PORA JUŻ ZAKOŃCZYĆ TA KARUZELĘ DZIEJOWĄ RADY I POGONIĆ KILKA OSÓB AMORALNYCH ,ZAKŁAMANYCH,OSZUSTÓW.
CZŁONKOWIE SPÓLDZIELNI NIE DAJMY SIĘ OSZUKAĆ CWANIAKOM.[/b]
Wysłany: Czw Lip 28, 2005 1:37 Temat postu: Re: Co najbardziej irytuje mieszkańców żabianki
Leo napisał:
Cytat:
Biedabloki
Tygodnik "Wprost", Nr 914 (04 czerwca 2000)
Stare, zniszczone kamienice i baraki, a także bloki z wielkiej płyty - w Warszawie, na Śląsku, w Łodzi, Wrocławiu, Gdańsku, Poznaniu czy Kielcach. Lepiące się od brudu ściany, schody grożące zawaleniem, cuchnące moczem klatki schodowe, przepełnione szamba. Wspólne ubikacje, a czasem jeszcze wygódki na podwórku. Bez łazienek, bez gazu, niekiedy bez prądu - wyłączonego, gdyż lokatorzy nie płacili rachunków. Polskie slumsy. Jedne mają 40 lat, inne sto. Niektóre rodziny żyją w slumsach od pięciu pokoleń - dziedzicząc biedę, bezrobocie, nieprzystosowanie, alkoholizm. Na początku lat 90. obliczono, że 35 proc. wszystkich budynków mieszkalnych w aglomeracji katowickiej wymaga natychmiastowych remontów, a jedną piątą należałoby jak najszybciej wyburzyć. Instytut Gospodarki Mieszkaniowej ocenia, że problem dotyczy prawie 800 tys. mieszkań budowanych przed wojną i w latach realnego socjalizmu, gdy obowiązywała technologia wielkiej płyty. W Załężu, starej dzielnicy Katowic, 40 proc. budynków liczących sobie od pięćdziesięciu do stu lat nigdy nie było naprawianych. Gdyńskie slumsy - tzw. Meksyk - już przed wojną trafiły do literatury opisującej ciemne strony miasta "z morza i marzeń". Meksyk nadal istnieje.
Getta z wielkiej płyty
W miastach niemal co trzecie mieszkanie było budowane w technologii wielkopłytowej. 30 proc. budynków miało poważne wady techniczne już w chwili ich zasiedlania. Dziś mieszkają w nich cztery miliony rodzin. - Profesor, robotnik, lekarz mieli mieszkać w tym samym miejscu, w podobnych warunkach. I mieszkali. Ale oprócz sąsiedztwa nic ich z sobą nie łączyło. Nie powstały wspólnoty, wręcz przeciwnie, nastąpiła atomizacja tych społeczności - mówi dr Janusz Erenc, socjolog, dyrektor Departamentu Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego.
- Te osiedla pokazują, jak architektura wpływa na świadomość i tworzenie się więzi społecznych. W pięciokondygnacyjnych blokach, gdzie w jednej klatce schodowej znajduje się dziesięć mieszkań, ludzie się znają, wytwarzają się między nimi więzi sąsiedzkie. Na korytarzach pojawiają się tam kwiaty. A obok w jedenastokondygnacyjnym falowcu na jednej klatce schodowej znajduje się 110 mieszkań. Tu już nie ma więzi, ludzie są anonimowi. I właśnie te budynki są zdewastowane - tłumaczy Szczepan Baum, profesor Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej.
Anonimowość i brak więzi społecznych rodzą agresję. Znajduje ona ujście w tych samych formach na warszawskim Bemowie, gdańskim Przymorzu i Żabiance, wrocławskim "trójkącie bermudzkim" (Traugutta, Pułaskiego i Kościuszki). Alkohol, nocne śpiewy, tłuczenie butelek i lamp, wybijanie szyb. Czasem dla mocniejszych wrażeń albo z zemsty demoluje się lub podpala samochody. Na gdańskim osiedlu Wejhera nastolatek postraszył sąsiadkę płonącym kotem (oblanym benzyną i podpalonym). W Opolu na osiedlu spółdzielni ZWM przez dwa tygodnie grudnia młodzież z nudów zaklejała zamki w drzwiach do mieszkań klejem "Superglue". - Takie cechy form przestrzennych, jak brud i zaniedbanie, wpływają na wzrost prymitywnych i kryminogennych zachowań - konstatują architekci Nina Juzwa i Marek Winkler z Politechniki Śląskiej w Gliwicach.
Rewitalizacja
Ci, którzy mieszkają w slumsach, marzą o przeniesieniu się do bloku. Mieszkańcy bloków pragną z nich uciec, zanim staną się one gettami. To nie tylko polski problem. W 1965 r. rządzący w Szwecji socjaldemokraci ogłosili akcję pod nazwą "Program miliona". Przewidywano budowę miliona mieszkań dla przeciętnych Szwedów. Zbudowano 940 tys. tanich mieszkań. Tymczasem Szwedzi nie chcieli mieszkać w blokowiskach, więc stały się one gettami imigrantów, zwłaszcza kolorowych. Od połowy lat 80. kosztem znacznych nakładów te blokowiska są modernizowane. To cena, jaką płacą Szwedzi za nieudaną próbę inżynierii społecznej.
Szwedów na to stać, Niemców też. W zachodnich landach w blokach z wielkiej płyty mieszka co czterdziesty Niemiec, we wschodnich - co czwarty. Żeby powstrzymać ucieczkę mieszkańców blokowisk, od początku lat 90. w Berlinie są one gruntownie modernizowane. Modernizacja kosztowała ponad 3,5 mld marek, lecz przyczyniła się do zmniejszenia patologii.
W Polsce na podobne działania nie ma pieniędzy. We Wrocławiu, który realizuje program rewitalizacji zniszczonych kamienic, na czas remontu przenosi się ich lokatorów do lokali zastępczych. Po zakończeniu remontu najczęściej nie wracają do odnowionych budynków, zwłaszcza ci, którzy je dewastowali. Przekwaterowuje się ich do różnych dzielnic, żeby nie odtwarzać tej samej wspólnoty w innym miejscu. - Postmodernizm w USA rozpoczął się od wysadzenia w powietrze dwóch bloków mieszkalnych. To była najskuteczniejsza forma rozbicia kryminogennej struktury społecznej - przypomina prof. Baum.
Dobre i złe dzielnice
Przed dwoma laty Przedsiębiorstwo Rozwoju Warszawy Wars SA - we współpracy z zarządem gminy - zamówiło projekt architektoniczny "Nowa Praga", obejmujący słynny praski "trójkąt bermudzki", czyli okolice ulic Ząbkowskiej i Brzeskiej. - Chcieliśmy pokazać możliwości tych terenów, zainteresować nimi inwestorów - mówi Bogdan Kulczycki, architekt, który opracował projekt. - Można by powoli eksmitować dotychczasowych mieszkańców, odrestaurować stare kamienice, dobudować ciekawe "plomby" i stworzyć luksusową dzielnicę - jak w Wiedniu i Budapeszcie - opowiada Dariusz Rudnicki, szef holdingu Wars w czasach opracowywania projektu. Projekt powstał, gdy kończyła się kadencja poprzednich władz. Nowe nie były nim zainteresowane, więc powędrował na półkę.
Najbardziej przedsiębiorczy prezydenci i burmistrzowie miast oraz prezesi spółdzielni mieszkaniowych środków na zmianę wyglądu i struktury zagrożonych dzielnic i osiedli poszukują za granicą. Kiedy w stolicy ogłoszono konkurs na pilotażową modernizację osiedla z wielkiej płyty (z wykorzystaniem doświadczeń Berlina), zgłosiło się ponad 20 spółdzielni. Wybrano dwie: ursynowską Na skraju i spółdzielnię Wola z Bemowa. - Rewitalizacja zasobów mieszkaniowych to "uczłowieczenie" wielkiej płyty - tłumaczy Wojciech Król, prezes spółdzielni Na skraju. Do programu pilotażowego wybrano pięć budynków stojących w "pentagonie" przy ul. Kulczyńskiego. Realizacja programu miała się rozpocząć w maju, ale się opóźnia - nie wybrano jeszcze konkretnego projektu modernizacji.
Prof. Jan Węgleński, socjolog miasta z Uniwersytetu Warszawskiego, twierdzi jednak (w wywiadzie dla "Gazety Stołecznej"), że nie da się uniknąć podziału miasta na dobre i złe dzielnice. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz "postawił krzyżyk" na Przymorzu - osiedlu, które 40 lat temu było chlubą i dumą miasta. - Przymorze może się stać dzielnicą slumsów w samym centrum Trójmiasta - ostrzega Janusz Erenc. - Ze względu na skalę niezbędnych nakładów trudno nawet marzyć o rozwiązaniu tego problemu - mówi prof. Baum.
W Berlinie skuteczną metodą walki z dewastacją budynków i osiedli okazało się wciągnięcie przyszłych użytkowników obiektów w ich projektowanie i wykonywanie. Poczuli się odpowiedzialni za to, co sami stworzyli. Lokatorzy osiedla Ateńska na warszawskiej Saskiej Kępie mieszkali obok siebie przez 20 lat. Poznali się i stworzyli wspólnotę, gdy zaczęli walczyć w obronie osiedlowej zieleni. Mieszkańcy poznańskiego osiedla Rusa sami wystąpili z inicjatywą opracowania koncepcji jego zagospodarowania. Przygotował ją architekt Marian Urbański, także mieszkaniec tego osiedla. Wedle jego koncepcji, na osiedlu mają powstać miejsca rozrywki dla młodzieży oraz biurowce i pawilony handlowe. Osiedle zacznie żyć w dzień, przestanie być poznańską sypialnią.
Bomba społeczna
- Ludzie chcą mieszkać w środowisku społecznym o podobnych wartościach i wzorach kulturowych. A jeśli dojdą do wniosku, że w tej szkole lub dzielnicy ich dzieci nie znajdą dobrych wzorców, to jeśli tylko będą mogli, wyprowadzą się tam, gdzie te wzorce stanowią powszechnie obowiązującą normę - komentuje Janusz Erenc. Obok slumsów i coraz bardziej zdewastowanych blokowisk powstają więc luksusowe apartamentowce oraz zamknięte, ogrodzone i dobrze chronione osiedla. Dwa odrębne światy. Nie przenikają się nawzajem, choć mogą się znajdować tuż obok siebie - jak gdyńskie Bernadowo i Meksyk. Zupełnie jak w Brasilii, gdzie slumsy wdzierają się w centrum dzielnicy dyplomatycznej.
Przeciętnego Polaka nie stać na opuszczenie slumsów czy wyrwanie się z blokowisk. Dla spauperyzowanych środowisk inteligenckich mogą się one zatem stać dożywotnimi gettami. Jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, Janusz Erenc twierdzi, że działa to na korzyść tych osiedli: - Pozostając w nich, przedstawiciele środowisk opiniotwórczych mogą powstrzymać proces ich przekształcania się w prawdziwe getta.
Na początku XX wieku nowojorski Harlem, obecnie dzielnicę murzyńskiej biedoty, zamieszkiwała biała klasa średnia. Na Zachodzie proces degradacji dzielnicy trwa 30-60 lat. Janusz Erenc szacuje, że w Polsce może to być ok. 30 lat. Ale przeciętny Amerykanin zmienia mieszkanie co pięć lat. Przeciętny Polak jest do swojego przywiązany bardziej niż pańszczyźniany chłop do ziemi. Jeśli nie uda się nam rozwiązać tego problemu, wyprodukujemy bombę społeczną, która zagrozi naszym dzieciom i wnukom.
Czy nasze osiedle czeka to samo
Leo nie zanudzaj takimi scenariuszami.Zacznij dzialac by bylo lepiej a nie tylko sapiesz
Wysłany: Czw Lip 28, 2005 1:38 Temat postu: Re: Co najbardziej irytuje mieszkańców żabianki
Leo napisał:
Cytat:
Biedabloki
Tygodnik "Wprost", Nr 914 (04 czerwca 2000)
Stare, zniszczone kamienice i baraki, a także bloki z wielkiej płyty - w Warszawie, na Śląsku, w Łodzi, Wrocławiu, Gdańsku, Poznaniu czy Kielcach. Lepiące się od brudu ściany, schody grożące zawaleniem, cuchnące moczem klatki schodowe, przepełnione szamba. Wspólne ubikacje, a czasem jeszcze wygódki na podwórku. Bez łazienek, bez gazu, niekiedy bez prądu - wyłączonego, gdyż lokatorzy nie płacili rachunków. Polskie slumsy. Jedne mają 40 lat, inne sto. Niektóre rodziny żyją w slumsach od pięciu pokoleń - dziedzicząc biedę, bezrobocie, nieprzystosowanie, alkoholizm. Na początku lat 90. obliczono, że 35 proc. wszystkich budynków mieszkalnych w aglomeracji katowickiej wymaga natychmiastowych remontów, a jedną piątą należałoby jak najszybciej wyburzyć. Instytut Gospodarki Mieszkaniowej ocenia, że problem dotyczy prawie 800 tys. mieszkań budowanych przed wojną i w latach realnego socjalizmu, gdy obowiązywała technologia wielkiej płyty. W Załężu, starej dzielnicy Katowic, 40 proc. budynków liczących sobie od pięćdziesięciu do stu lat nigdy nie było naprawianych. Gdyńskie slumsy - tzw. Meksyk - już przed wojną trafiły do literatury opisującej ciemne strony miasta "z morza i marzeń". Meksyk nadal istnieje.
Getta z wielkiej płyty
W miastach niemal co trzecie mieszkanie było budowane w technologii wielkopłytowej. 30 proc. budynków miało poważne wady techniczne już w chwili ich zasiedlania. Dziś mieszkają w nich cztery miliony rodzin. - Profesor, robotnik, lekarz mieli mieszkać w tym samym miejscu, w podobnych warunkach. I mieszkali. Ale oprócz sąsiedztwa nic ich z sobą nie łączyło. Nie powstały wspólnoty, wręcz przeciwnie, nastąpiła atomizacja tych społeczności - mówi dr Janusz Erenc, socjolog, dyrektor Departamentu Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego.
- Te osiedla pokazują, jak architektura wpływa na świadomość i tworzenie się więzi społecznych. W pięciokondygnacyjnych blokach, gdzie w jednej klatce schodowej znajduje się dziesięć mieszkań, ludzie się znają, wytwarzają się między nimi więzi sąsiedzkie. Na korytarzach pojawiają się tam kwiaty. A obok w jedenastokondygnacyjnym falowcu na jednej klatce schodowej znajduje się 110 mieszkań. Tu już nie ma więzi, ludzie są anonimowi. I właśnie te budynki są zdewastowane - tłumaczy Szczepan Baum, profesor Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej.
Anonimowość i brak więzi społecznych rodzą agresję. Znajduje ona ujście w tych samych formach na warszawskim Bemowie, gdańskim Przymorzu i Żabiance, wrocławskim "trójkącie bermudzkim" (Traugutta, Pułaskiego i Kościuszki). Alkohol, nocne śpiewy, tłuczenie butelek i lamp, wybijanie szyb. Czasem dla mocniejszych wrażeń albo z zemsty demoluje się lub podpala samochody. Na gdańskim osiedlu Wejhera nastolatek postraszył sąsiadkę płonącym kotem (oblanym benzyną i podpalonym). W Opolu na osiedlu spółdzielni ZWM przez dwa tygodnie grudnia młodzież z nudów zaklejała zamki w drzwiach do mieszkań klejem "Superglue". - Takie cechy form przestrzennych, jak brud i zaniedbanie, wpływają na wzrost prymitywnych i kryminogennych zachowań - konstatują architekci Nina Juzwa i Marek Winkler z Politechniki Śląskiej w Gliwicach.
Rewitalizacja
Ci, którzy mieszkają w slumsach, marzą o przeniesieniu się do bloku. Mieszkańcy bloków pragną z nich uciec, zanim staną się one gettami. To nie tylko polski problem. W 1965 r. rządzący w Szwecji socjaldemokraci ogłosili akcję pod nazwą "Program miliona". Przewidywano budowę miliona mieszkań dla przeciętnych Szwedów. Zbudowano 940 tys. tanich mieszkań. Tymczasem Szwedzi nie chcieli mieszkać w blokowiskach, więc stały się one gettami imigrantów, zwłaszcza kolorowych. Od połowy lat 80. kosztem znacznych nakładów te blokowiska są modernizowane. To cena, jaką płacą Szwedzi za nieudaną próbę inżynierii społecznej.
Szwedów na to stać, Niemców też. W zachodnich landach w blokach z wielkiej płyty mieszka co czterdziesty Niemiec, we wschodnich - co czwarty. Żeby powstrzymać ucieczkę mieszkańców blokowisk, od początku lat 90. w Berlinie są one gruntownie modernizowane. Modernizacja kosztowała ponad 3,5 mld marek, lecz przyczyniła się do zmniejszenia patologii.
W Polsce na podobne działania nie ma pieniędzy. We Wrocławiu, który realizuje program rewitalizacji zniszczonych kamienic, na czas remontu przenosi się ich lokatorów do lokali zastępczych. Po zakończeniu remontu najczęściej nie wracają do odnowionych budynków, zwłaszcza ci, którzy je dewastowali. Przekwaterowuje się ich do różnych dzielnic, żeby nie odtwarzać tej samej wspólnoty w innym miejscu. - Postmodernizm w USA rozpoczął się od wysadzenia w powietrze dwóch bloków mieszkalnych. To była najskuteczniejsza forma rozbicia kryminogennej struktury społecznej - przypomina prof. Baum.
Dobre i złe dzielnice
Przed dwoma laty Przedsiębiorstwo Rozwoju Warszawy Wars SA - we współpracy z zarządem gminy - zamówiło projekt architektoniczny "Nowa Praga", obejmujący słynny praski "trójkąt bermudzki", czyli okolice ulic Ząbkowskiej i Brzeskiej. - Chcieliśmy pokazać możliwości tych terenów, zainteresować nimi inwestorów - mówi Bogdan Kulczycki, architekt, który opracował projekt. - Można by powoli eksmitować dotychczasowych mieszkańców, odrestaurować stare kamienice, dobudować ciekawe "plomby" i stworzyć luksusową dzielnicę - jak w Wiedniu i Budapeszcie - opowiada Dariusz Rudnicki, szef holdingu Wars w czasach opracowywania projektu. Projekt powstał, gdy kończyła się kadencja poprzednich władz. Nowe nie były nim zainteresowane, więc powędrował na półkę.
Najbardziej przedsiębiorczy prezydenci i burmistrzowie miast oraz prezesi spółdzielni mieszkaniowych środków na zmianę wyglądu i struktury zagrożonych dzielnic i osiedli poszukują za granicą. Kiedy w stolicy ogłoszono konkurs na pilotażową modernizację osiedla z wielkiej płyty (z wykorzystaniem doświadczeń Berlina), zgłosiło się ponad 20 spółdzielni. Wybrano dwie: ursynowską Na skraju i spółdzielnię Wola z Bemowa. - Rewitalizacja zasobów mieszkaniowych to "uczłowieczenie" wielkiej płyty - tłumaczy Wojciech Król, prezes spółdzielni Na skraju. Do programu pilotażowego wybrano pięć budynków stojących w "pentagonie" przy ul. Kulczyńskiego. Realizacja programu miała się rozpocząć w maju, ale się opóźnia - nie wybrano jeszcze konkretnego projektu modernizacji.
Prof. Jan Węgleński, socjolog miasta z Uniwersytetu Warszawskiego, twierdzi jednak (w wywiadzie dla "Gazety Stołecznej"), że nie da się uniknąć podziału miasta na dobre i złe dzielnice. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz "postawił krzyżyk" na Przymorzu - osiedlu, które 40 lat temu było chlubą i dumą miasta. - Przymorze może się stać dzielnicą slumsów w samym centrum Trójmiasta - ostrzega Janusz Erenc. - Ze względu na skalę niezbędnych nakładów trudno nawet marzyć o rozwiązaniu tego problemu - mówi prof. Baum.
W Berlinie skuteczną metodą walki z dewastacją budynków i osiedli okazało się wciągnięcie przyszłych użytkowników obiektów w ich projektowanie i wykonywanie. Poczuli się odpowiedzialni za to, co sami stworzyli. Lokatorzy osiedla Ateńska na warszawskiej Saskiej Kępie mieszkali obok siebie przez 20 lat. Poznali się i stworzyli wspólnotę, gdy zaczęli walczyć w obronie osiedlowej zieleni. Mieszkańcy poznańskiego osiedla Rusa sami wystąpili z inicjatywą opracowania koncepcji jego zagospodarowania. Przygotował ją architekt Marian Urbański, także mieszkaniec tego osiedla. Wedle jego koncepcji, na osiedlu mają powstać miejsca rozrywki dla młodzieży oraz biurowce i pawilony handlowe. Osiedle zacznie żyć w dzień, przestanie być poznańską sypialnią.
Bomba społeczna
- Ludzie chcą mieszkać w środowisku społecznym o podobnych wartościach i wzorach kulturowych. A jeśli dojdą do wniosku, że w tej szkole lub dzielnicy ich dzieci nie znajdą dobrych wzorców, to jeśli tylko będą mogli, wyprowadzą się tam, gdzie te wzorce stanowią powszechnie obowiązującą normę - komentuje Janusz Erenc. Obok slumsów i coraz bardziej zdewastowanych blokowisk powstają więc luksusowe apartamentowce oraz zamknięte, ogrodzone i dobrze chronione osiedla. Dwa odrębne światy. Nie przenikają się nawzajem, choć mogą się znajdować tuż obok siebie - jak gdyńskie Bernadowo i Meksyk. Zupełnie jak w Brasilii, gdzie slumsy wdzierają się w centrum dzielnicy dyplomatycznej.
Przeciętnego Polaka nie stać na opuszczenie slumsów czy wyrwanie się z blokowisk. Dla spauperyzowanych środowisk inteligenckich mogą się one zatem stać dożywotnimi gettami. Jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, Janusz Erenc twierdzi, że działa to na korzyść tych osiedli: - Pozostając w nich, przedstawiciele środowisk opiniotwórczych mogą powstrzymać proces ich przekształcania się w prawdziwe getta.
Na początku XX wieku nowojorski Harlem, obecnie dzielnicę murzyńskiej biedoty, zamieszkiwała biała klasa średnia. Na Zachodzie proces degradacji dzielnicy trwa 30-60 lat. Janusz Erenc szacuje, że w Polsce może to być ok. 30 lat. Ale przeciętny Amerykanin zmienia mieszkanie co pięć lat. Przeciętny Polak jest do swojego przywiązany bardziej niż pańszczyźniany chłop do ziemi. Jeśli nie uda się nam rozwiązać tego problemu, wyprodukujemy bombę społeczną, która zagrozi naszym dzieciom i wnukom.
Czy nasze osiedle czeka to samo
Leo nie zanudzaj takimi scenariuszami.Zacznij dzialac by bylo lepiej a nie tylko sapiesz
Wysłany: Czw Lip 28, 2005 16:17 Temat postu: Re: Co najbardziej irytuje mieszkańców żabianki
Anonymous napisał:
Leo napisał:
Cytat:
Biedabloki
Tygodnik "Wprost", Nr 914 (04 czerwca 2000)
Stare, zniszczone kamienice i baraki, a także bloki z wielkiej płyty - w Warszawie, na Śląsku, w Łodzi, Wrocławiu, Gdańsku, Poznaniu czy Kielcach. Lepiące się od brudu ściany, schody grożące zawaleniem, cuchnące moczem klatki schodowe, przepełnione szamba. Wspólne ubikacje, a czasem jeszcze wygódki na podwórku. Bez łazienek, bez gazu, niekiedy bez prądu - wyłączonego, gdyż lokatorzy nie płacili rachunków. Polskie slumsy. Jedne mają 40 lat, inne sto. Niektóre rodziny żyją w slumsach od pięciu pokoleń - dziedzicząc biedę, bezrobocie, nieprzystosowanie, alkoholizm. Na początku lat 90. obliczono, że 35 proc. wszystkich budynków mieszkalnych w aglomeracji katowickiej wymaga natychmiastowych remontów, a jedną piątą należałoby jak najszybciej wyburzyć. Instytut Gospodarki Mieszkaniowej ocenia, że problem dotyczy prawie 800 tys. mieszkań budowanych przed wojną i w latach realnego socjalizmu, gdy obowiązywała technologia wielkiej płyty. W Załężu, starej dzielnicy Katowic, 40 proc. budynków liczących sobie od pięćdziesięciu do stu lat nigdy nie było naprawianych. Gdyńskie slumsy - tzw. Meksyk - już przed wojną trafiły do literatury opisującej ciemne strony miasta "z morza i marzeń". Meksyk nadal istnieje.
Getta z wielkiej płyty
W miastach niemal co trzecie mieszkanie było budowane w technologii wielkopłytowej. 30 proc. budynków miało poważne wady techniczne już w chwili ich zasiedlania. Dziś mieszkają w nich cztery miliony rodzin. - Profesor, robotnik, lekarz mieli mieszkać w tym samym miejscu, w podobnych warunkach. I mieszkali. Ale oprócz sąsiedztwa nic ich z sobą nie łączyło. Nie powstały wspólnoty, wręcz przeciwnie, nastąpiła atomizacja tych społeczności - mówi dr Janusz Erenc, socjolog, dyrektor Departamentu Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego.
- Te osiedla pokazują, jak architektura wpływa na świadomość i tworzenie się więzi społecznych. W pięciokondygnacyjnych blokach, gdzie w jednej klatce schodowej znajduje się dziesięć mieszkań, ludzie się znają, wytwarzają się między nimi więzi sąsiedzkie. Na korytarzach pojawiają się tam kwiaty. A obok w jedenastokondygnacyjnym falowcu na jednej klatce schodowej znajduje się 110 mieszkań. Tu już nie ma więzi, ludzie są anonimowi. I właśnie te budynki są zdewastowane - tłumaczy Szczepan Baum, profesor Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej.
Anonimowość i brak więzi społecznych rodzą agresję. Znajduje ona ujście w tych samych formach na warszawskim Bemowie, gdańskim Przymorzu i Żabiance, wrocławskim "trójkącie bermudzkim" (Traugutta, Pułaskiego i Kościuszki). Alkohol, nocne śpiewy, tłuczenie butelek i lamp, wybijanie szyb. Czasem dla mocniejszych wrażeń albo z zemsty demoluje się lub podpala samochody. Na gdańskim osiedlu Wejhera nastolatek postraszył sąsiadkę płonącym kotem (oblanym benzyną i podpalonym). W Opolu na osiedlu spółdzielni ZWM przez dwa tygodnie grudnia młodzież z nudów zaklejała zamki w drzwiach do mieszkań klejem "Superglue". - Takie cechy form przestrzennych, jak brud i zaniedbanie, wpływają na wzrost prymitywnych i kryminogennych zachowań - konstatują architekci Nina Juzwa i Marek Winkler z Politechniki Śląskiej w Gliwicach.
Rewitalizacja
Ci, którzy mieszkają w slumsach, marzą o przeniesieniu się do bloku. Mieszkańcy bloków pragną z nich uciec, zanim staną się one gettami. To nie tylko polski problem. W 1965 r. rządzący w Szwecji socjaldemokraci ogłosili akcję pod nazwą "Program miliona". Przewidywano budowę miliona mieszkań dla przeciętnych Szwedów. Zbudowano 940 tys. tanich mieszkań. Tymczasem Szwedzi nie chcieli mieszkać w blokowiskach, więc stały się one gettami imigrantów, zwłaszcza kolorowych. Od połowy lat 80. kosztem znacznych nakładów te blokowiska są modernizowane. To cena, jaką płacą Szwedzi za nieudaną próbę inżynierii społecznej.
Szwedów na to stać, Niemców też. W zachodnich landach w blokach z wielkiej płyty mieszka co czterdziesty Niemiec, we wschodnich - co czwarty. Żeby powstrzymać ucieczkę mieszkańców blokowisk, od początku lat 90. w Berlinie są one gruntownie modernizowane. Modernizacja kosztowała ponad 3,5 mld marek, lecz przyczyniła się do zmniejszenia patologii.
W Polsce na podobne działania nie ma pieniędzy. We Wrocławiu, który realizuje program rewitalizacji zniszczonych kamienic, na czas remontu przenosi się ich lokatorów do lokali zastępczych. Po zakończeniu remontu najczęściej nie wracają do odnowionych budynków, zwłaszcza ci, którzy je dewastowali. Przekwaterowuje się ich do różnych dzielnic, żeby nie odtwarzać tej samej wspólnoty w innym miejscu. - Postmodernizm w USA rozpoczął się od wysadzenia w powietrze dwóch bloków mieszkalnych. To była najskuteczniejsza forma rozbicia kryminogennej struktury społecznej - przypomina prof. Baum.
Dobre i złe dzielnice
Przed dwoma laty Przedsiębiorstwo Rozwoju Warszawy Wars SA - we współpracy z zarządem gminy - zamówiło projekt architektoniczny "Nowa Praga", obejmujący słynny praski "trójkąt bermudzki", czyli okolice ulic Ząbkowskiej i Brzeskiej. - Chcieliśmy pokazać możliwości tych terenów, zainteresować nimi inwestorów - mówi Bogdan Kulczycki, architekt, który opracował projekt. - Można by powoli eksmitować dotychczasowych mieszkańców, odrestaurować stare kamienice, dobudować ciekawe "plomby" i stworzyć luksusową dzielnicę - jak w Wiedniu i Budapeszcie - opowiada Dariusz Rudnicki, szef holdingu Wars w czasach opracowywania projektu. Projekt powstał, gdy kończyła się kadencja poprzednich władz. Nowe nie były nim zainteresowane, więc powędrował na półkę.
Najbardziej przedsiębiorczy prezydenci i burmistrzowie miast oraz prezesi spółdzielni mieszkaniowych środków na zmianę wyglądu i struktury zagrożonych dzielnic i osiedli poszukują za granicą. Kiedy w stolicy ogłoszono konkurs na pilotażową modernizację osiedla z wielkiej płyty (z wykorzystaniem doświadczeń Berlina), zgłosiło się ponad 20 spółdzielni. Wybrano dwie: ursynowską Na skraju i spółdzielnię Wola z Bemowa. - Rewitalizacja zasobów mieszkaniowych to "uczłowieczenie" wielkiej płyty - tłumaczy Wojciech Król, prezes spółdzielni Na skraju. Do programu pilotażowego wybrano pięć budynków stojących w "pentagonie" przy ul. Kulczyńskiego. Realizacja programu miała się rozpocząć w maju, ale się opóźnia - nie wybrano jeszcze konkretnego projektu modernizacji.
Prof. Jan Węgleński, socjolog miasta z Uniwersytetu Warszawskiego, twierdzi jednak (w wywiadzie dla "Gazety Stołecznej"), że nie da się uniknąć podziału miasta na dobre i złe dzielnice. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz "postawił krzyżyk" na Przymorzu - osiedlu, które 40 lat temu było chlubą i dumą miasta. - Przymorze może się stać dzielnicą slumsów w samym centrum Trójmiasta - ostrzega Janusz Erenc. - Ze względu na skalę niezbędnych nakładów trudno nawet marzyć o rozwiązaniu tego problemu - mówi prof. Baum.
W Berlinie skuteczną metodą walki z dewastacją budynków i osiedli okazało się wciągnięcie przyszłych użytkowników obiektów w ich projektowanie i wykonywanie. Poczuli się odpowiedzialni za to, co sami stworzyli. Lokatorzy osiedla Ateńska na warszawskiej Saskiej Kępie mieszkali obok siebie przez 20 lat. Poznali się i stworzyli wspólnotę, gdy zaczęli walczyć w obronie osiedlowej zieleni. Mieszkańcy poznańskiego osiedla Rusa sami wystąpili z inicjatywą opracowania koncepcji jego zagospodarowania. Przygotował ją architekt Marian Urbański, także mieszkaniec tego osiedla. Wedle jego koncepcji, na osiedlu mają powstać miejsca rozrywki dla młodzieży oraz biurowce i pawilony handlowe. Osiedle zacznie żyć w dzień, przestanie być poznańską sypialnią.
Bomba społeczna
- Ludzie chcą mieszkać w środowisku społecznym o podobnych wartościach i wzorach kulturowych. A jeśli dojdą do wniosku, że w tej szkole lub dzielnicy ich dzieci nie znajdą dobrych wzorców, to jeśli tylko będą mogli, wyprowadzą się tam, gdzie te wzorce stanowią powszechnie obowiązującą normę - komentuje Janusz Erenc. Obok slumsów i coraz bardziej zdewastowanych blokowisk powstają więc luksusowe apartamentowce oraz zamknięte, ogrodzone i dobrze chronione osiedla. Dwa odrębne światy. Nie przenikają się nawzajem, choć mogą się znajdować tuż obok siebie - jak gdyńskie Bernadowo i Meksyk. Zupełnie jak w Brasilii, gdzie slumsy wdzierają się w centrum dzielnicy dyplomatycznej.
Przeciętnego Polaka nie stać na opuszczenie slumsów czy wyrwanie się z blokowisk. Dla spauperyzowanych środowisk inteligenckich mogą się one zatem stać dożywotnimi gettami. Jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, Janusz Erenc twierdzi, że działa to na korzyść tych osiedli: - Pozostając w nich, przedstawiciele środowisk opiniotwórczych mogą powstrzymać proces ich przekształcania się w prawdziwe getta.
Na początku XX wieku nowojorski Harlem, obecnie dzielnicę murzyńskiej biedoty, zamieszkiwała biała klasa średnia. Na Zachodzie proces degradacji dzielnicy trwa 30-60 lat. Janusz Erenc szacuje, że w Polsce może to być ok. 30 lat. Ale przeciętny Amerykanin zmienia mieszkanie co pięć lat. Przeciętny Polak jest do swojego przywiązany bardziej niż pańszczyźniany chłop do ziemi. Jeśli nie uda się nam rozwiązać tego problemu, wyprodukujemy bombę społeczną, która zagrozi naszym dzieciom i wnukom.
Czy nasze osiedle czeka to samo
Leo nie zanudzaj takimi scenariuszami.Zacznij dzialac by bylo lepiej a nie tylko sapiesz
Sapanie i krótki oddech to jego specjalnośc.Może jeszcze sie tylko odpowietrzyc,bo nic innego nie wykona.Chyba że sam podpali i zagasi .Raczej swoje pragnienie.
Dołączył: Pon Mar 21, 2005 22:44 Posty: 1204 Skąd: Żabianka
Wysłany: Czw Lip 28, 2005 19:29 Temat postu: Re: Co najbardziej irytuje mieszkańców żabianki
Krytykujesz, a sam co zrobiłeś Może właśnie jesteś tym co nic nie robił Napisz czego dokonałeś jeżeli chcesz kogoś osądzać. Napewno więcej zrobiłem niż Ty _________________ radny "bezradny"
Wysłany: Pią Lip 29, 2005 0:41 Temat postu: Re: Co najbardziej irytuje mieszkańców żabianki
Leo napisał:
Krytykujesz, a sam co zrobiłeś Może właśnie jesteś tym co nic nie robił Napisz czego dokonałeś jeżeli chcesz kogoś osądzać. Napewno więcej zrobiłem niż Ty
Wysłany: Nie Lip 31, 2005 20:38 Temat postu: Re: Co najbardziej irytuje mieszkańców żabianki
Widzę ża odwaga strasznia potaniała.
Niektórzy czepiają się sympatycznego Leo,dogryzając Mu ile wlezie,ale żaden niae podpisze się aby broń Boże nie można było go zidentyfikować.
Piszcie tchórze dalej. Używajcie sobie ile wlezie. Nie będzie żadnych konsekwencji.
Strach obleciał ? Bo za takie idiotyzmy można byłoby dostać w mordę!
Wysłany: Pon Sie 01, 2005 0:03 Temat postu: Bokesra i awanturnicy wkraczają,bo umieja robic dobrze.
Obserwator napisał:
Widzę ża odwaga strasznia potaniała.
Niektórzy czepiają się sympatycznego Leo,dogryzając Mu ile wlezie,ale żaden niae podpisze się aby broń Boże nie można było go zidentyfikować.
Piszcie tchórze dalej. Używajcie sobie ile wlezie. Nie będzie żadnych konsekwencji.
Strach obleciał ? Bo za takie idiotyzmy można byłoby dostać w mordę!
Obserwator
Przykład idzie od Rady,sami anonimowi pisarczycy na tej stronie a na własnej milczenie.Piszą o sobie sami i sami sobie odpowiadaja i ktytykują przewaznie obcych.
Tylko chciałaś bic po mordzie,zaczynaj od swojej facjaty zakazanej.!!!
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Portal www.MojeOsiedle.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi
zamieszczanych przez użytkowników serwisu. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo
lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną
lub cywilną.